Anielica
Masz szansę
Ale powoli ją marnujesz
Powoli zabijasz
Tą dziewczynę z tłumu
Którą zawsze chciałeś przytulić
Twoja anielica w czarnej sukience
Powoli się odwraca
Twoje ręce są pełne
Krwawych piór
Wyrywasz ostatnie nadzieje
Z tego kochającego serca
Czuję twoje dłonie na mojej szyi
Mogłam spełnić twoje
Trzy życzenia…
Czy doświadczyliście kiedyś uczucia, które zmieniło wasze postrzeganie rzeczywistości? Nagle zaczynało dziać się coś, czego wasza świadomość nie była w stanie ogarnąć w okowach racjonalistycznych schematów? Och, możecie się rzecz jasna wypierać i przypisywać sobie wizerunek twardo stąpającego stoika, ale sądzę, że założone przez was maski nie trzymałyby się zbyt mocno i znalazłyby się prędko na podłodze. Bardziej prawdopodobną jawi się inna wersja - wierzę w to, że nawet najmniejsze promienie światła są w stanie roztopić prowizoryczne barykady, którymi obwarowane są nasze serca. Zwłaszcza, jeżeli blask ten roztacza "Anielica"... chyba że naprawdę się postaracie, wtedy barykady pozostaną nietknięta, a wy wraz z nimi, tylko czy naprawdę tego chcecie?
OdpowiedzUsuńPodmiot jasno daje do zrozumienia swemu adresatowi, jak jest. Istnieje szansa, której nie można zmarnować. Niestety, to jedyny optymistyczny tekst w całym wierszu. Dalej następuje anatomia upadku. Kimkolwiek jest głupiec, z którym osoba mówiąca się zetknęła, nie potrafi on wykorzystać tego, co padło mu pod stopy. Biedna ta postać cierpi na ślepotę, paraliż albo głuchotę bądź też na wszystko na raz. Dysponuje przy tym dziurawymi dłońmi, przez które dana szansa przecieka jak woda w zepsutych rurociągach. Zniecierpliwiony podmiot stara się perswadować, że żarty się skończyły - pośpiech staje się niezbędny, bowiem to nie zwykłe marnotrawstwo, ale wręcz przestępstwo. Brak interwencji ze strony obdarowanej szansą osoby grozi skrzywdzeniem dziewczyny, którą pochłania złowieszczy tłum. Trudno zrozumieć postępowanie bohatera - skoro marzył o tym, by połączyć się z nią w miłosnym uścisku, to dlaczego pozwala jej na odejście? Czyżby bał się tego, że nie zasługuje na kogoś tak doskonałego? Kobieta-anioł musi sobie zdawać sprawę z rażącej niemocy swego fascynata, bowiem przygotowała dla siebie czarną szatę. Jej czyny znamionuje fatalistyczny pogląd o nieuchronności rozstania. Przez jakiś czas można jeszcze się łudzić, że wszystko się ułoży, skoro uciekinierka odwraca wzrok. Tak! Ona chce zawrócić!
Niestety, smutna prawda to asumpt do porzucenia miraży na temat szczęścia, więcej - odkrywamy niechlubne fakty z przeszłości, które pokazuje nam anielica. Postanawia ona dobić bohatera. Pod wpływem jej relacji nasze współczucie zastępują podejrzenia. Co tu się dzieje? Czyżby niczego nieświadomy podmiot najpierw włożył w te bezradne dłonie wspomnianą na początku szansę, a potem zobaczył, jak z rękawów wysypują mu się krwawe pióra? Bohater gonił swój obiekt czci i tak desperacko starał się go zatrzymać, że wyrwał mu część skrzydeł? Wolałbym ten wariant niż wierzyć w to, że premedytacja działań mogła mieć dużo mroczniejsze podłoże (sadyzm? wyżywanie się? psychiczna kontrola poprzez przemoc fizyczną? kłótnia?). Raczej nie sprawdziłbym się jako godny sukcesor detektywa z powieści Doyle'a, ale zaczynam domniemywać, że nieprzypadkowo anielica porusza się wśród kłębowiska ludzi zamiast zniknąć w przestworzach. Czy jej wielbiciel krok po kroku pozbawił ją tego, w co wyposażyło ją uczucie do niego? "Czuję twoje dłonie na mojej szyi" - im dalej w las, tym więcej refleksji. Anielica czuje dłonie, bo wciąż je pamięta i jej wyobraźnia przywołuje wspomnienia? Jej dawna miłość dogoniła ją w tłumie i w porywie rzuciła się, by ją zatrzymać? A może to próba zabójstwa, ostatnia konfrontacja mężczyzny z kobietą, która była dla niego całym światem, a teraz miała go zostawić samego? Głęboki pesymizm zarysowany w ogólnej wymowie wiersza jest szczególnie widoczny w ostatnich słowach, w których podmiot(ka) podkreśla ogrom strat bohatera. Postać ta mogła otrzymać od anielicy to, co najcenniejsze, a zamiast tego relacja z nią zaowocowała brzemieniem dojmującej porażki...